Przejdź do głównej zawartości

Who's to blame - "Faza Delta" w Teatrze Wybrzeże

http://www.teatrwybrzeze.pl/spektakle/faza-delta


     Zło siedzi w każdym z nas, czasem trzeba tylko trochę mu pomóc. W spektaklu Adama Orzechowskiego pt. Faza Delta odsłaniane są najgłębsze (nie)ludzkie strony świadomości. Reżyser ukazuje jak niewiele trzeba, by przekroczyć granice, zza których nie ma powrotu.
     Radosław Paczocha, autor tekstu, stworzył cztery barwne postaci, przedstawiające dość pesymistyczny obraz polskiej społeczności. Historia opowiada o trzech bliskich znajomych, Miśku (Michał Jaros), Mastodoncie (Piotr Chys) i Liszaju (Piotr Witkowski). Spotykają się, idą do baru, podrywają barmankę Justynę (Sylwia Góra-Weber), o którą dwóch pierwszych przyjaciół się kłóci. Po pewnym czasie i po złagodzeniu napiętej sytuacji cała czwórka decyduje się, za namową Mastodonta, zażyć kwas „o swojsko brzmiącej nazwie Panoramix”. Od tego momentu wydarzenia nabierają szybszego tempa. Sytuacja na scenie zaczyna przypominać projekcję filmu Trainspotting, barmanka bawi się chłopakami, którzy są pod jej urokiem. Nagle spostrzegają właściciela baru, jednak uznają, że musiała ich połączyć ta sama faza, która „zdarza się rzadziej niż zaćmienie na Księżycu”. Wywiązała się awantura z użyciem krzeseł i butelek, w wyniku której Misiek zabija właściciela. Następuje wyparcie ze świadomości uczestników zaistniałego wydarzenia. Po kolei obwiniają siebie, barmankę i nieszczęsnego świadka, z którym Justyna spędzała czas w toalecie.
     Ewidentną zaletą tego przedstawienia jest gra aktorska całej czwórki aktorów. Podczas całego przedstawienia można wyczuć między nimi chemię i umiejętność współpracowania ze sobą, jak i z efektami dźwiękowymi.  Oprócz tego każdy miał swoje momenty, w których mógł zaprezentować swoje umiejętności, nie tylko aktorskie, ale również sprawnościowe. Ułatwili widzowi identyfikację z bohaterami, prawdopodobnie ze względu na ich różnorodność czy użyty język. Używają wulgaryzmów i prostackiego słownictwa, co sprawia, że słuchając ich, zastanawiamy się nad własnym językiem i jak go używamy. Dopiero widząc takie grubiańskie zachowanie na scenie, możemy wyobrazić sobie nas samych w podobnej roli.
     Głęboko zapadająca w pamięci jest również scenografia spektaklu w wykonaniu Magdaleny Gajewskiej. Jej surowość i kolorystyka podkreślają psychodeliczny wydźwięk Fazy Delta.
     Z pozoru tematyka sztuki jest banalna, sztampowa. Grupa znajomych zażywa narkotyki, pod których wpływem doprowadzają do tragedii. Morał prosty – nie bierzcie narkotyków.
Jednak wydaje mi się, że nie jest to jedyne przesłanie. Uniwersalność tej historii dotyka każdego, niezależnie od statusu, wieku czy płci. Takie wpadki zdarzają się nie tylko w filmach czy książkach, ale również w codziennym życiu. Można tylko zadać pytanie, co jest tego przyczyną.
     Z jednej strony może to być chęć zaimponowania rówieśnikom, zdobycia szacunku czy chęci bycia „fajnym”. Nieustannie jesteśmy pod presją, pokusa naciera na nas z każdej strony. W końcu substancje odurzające są coraz łatwiej dostępne.
     Może jest to również chęć poczucia wolności (a raczej jej iluzji), jaką daje chwilowe odseparowanie się od rzeczywistości. Co łączy się z napływem kreatywności. Jednak notoryczne „wymuszanie” pomysłów sprawia, że nie jesteśmy w stanie bez wspomagania sami tworzyć. Nie tylko zabija to w nas ludzką zdolność to kreacji, ale wywołuje pierwotną żądzę do destrukcji. Pozornie łącząca „faza”, wznosi mury, bariery między ludźmi co widać w spektaklu. Pod koniec przyjaciele są zdolni zrezygnować z najważniejszej dla siebie wartości – przyjaźni, żeby tylko ratować siebie.
     Jednak nie to jest najbardziej przerażające. Nawet kiedy dochodzi do tragedii bohaterowie, będący pod wpływem, nie chcą dopuścić do siebie prawdy. Wypierają toksyczność narkotyku i swoją brutalność. Nie chcą brać odpowiedzialności za swoje czyny ani uczyć się na swoich błędach. Nie uważają tej substancji za odpowiedzialną za katastrofę. Podkreśla to ostatnia scena przedstawienia, w której trójka „znajomych” stwierdza, że po danych przejściach już nigdy nie zaufa żadnej barmance. 
     Faza Delta jest spektaklem zdecydowanie wartym obejrzenia. Nie tylko ze względu na treść, ale również na realizację całego projektu. Przedstawienie nie tylko uczy, ale również stawia pytania, na które ciężko jest znaleźć odpowiedź, którą jednak warto zacząć szukać.


     The evil lives in every one of us, sometimes you just need a little push. In the show, Faza Delta by Adam Orzechowski, the deepest (in)human parts of consciousness are revealed. The director pictures how little is needed to find yourself crossing the line, from behind which it is impossible to return.
     Radosław Pachocha, the author, created four colourful characters, who present quite a pessimistic view of Polish society. The story is about three close friends, Misiek (Michał Jaros), Mastodont (Piotr Chys) and Liszaj (Piotr Witkowski). They meet, then go to a bar, pick up a bartender Justyna (Sylwia Góra-Weber), about whom the two first ones are fighting. After a while and after chilling out, all of them decide to take a trip called “Panoramix”. From then on, the events are going faster and faster. The situation on the scene starts to resemble film Trainspotting. The bartender plays on the men, who are under her charm. Suddenly they notice the bar’s owner. Nevertheless, they decide that it is just their common trip (that occurs more rarely than an eclipse on the moon). The fight breaks out, chairs and bottles are used and the owner is killed. The participants refuse to accept the event, put the blame on the bartender and a fateful witness, with whom Justyna spent time in the toilet.
     One of the obvious advantages of the performance was a stunning acting of the four performers. During the whole show you can sense the chemistry between them and the ability to cooperate with each other and to intermingle with the sound effects. Each one of them had their own moment when he/she could present his/her acting skills. They made the viewer identify with the character, maybe because of the variety of the figures or the common languages they used on stage. Only when we hear that common, vulgar way of speaking we do realise ourselves using such a language every day.
     The mise-en-scene by Magdalena Gajewska is also memorable. The stage design is raw, minimalistic. It draws attention to what is happening on stage. Colouring scheme and usage of some props highlight the psychedelic overtone of the show.
     By the look of the theme of the performance, it is run-of-the-mill. A group of friends take drugs, then, influenced by it, lead to a tragedy. The moral of it is simple – don’t do drugs.
However, for me, it seems, that it is not the only lesson. The universality of the story concerns everybody, regardless of the status, age or sex. Such events may occur not only in the movies, books but also in real life. One can only ask what is the cause of it.
     One of the reasons may be that people want to impress their peers, earn respect or just be “cool”. Perpetually, we are under pressure and the temptation comes from every angle. Especially because such substances are easier and easier to get.
     Perhaps, some people just seek for freedom (or rather the illusion of it), that drugs may temporarily provide them with, which also combine with a flow of creativity. However, after forcing the creativity we lose our ability to create on our own. Not only it kills that ability, but also bring our primitive lust to bring destruction. The trip seems to connect, but in reality, it brings walls between people, what you can see at the end of the performance. The friends are ready to lose their honour and friendship just to save themselves.
     Still, it is not the most frightening thing. Even when there is a tragedy, the characters, being under drug’s influence, do not want to realise their fault and guilt. They are in the state of denial of the toxicity of the drug and their brutality. They don’t want to take responsibility for their deeds, to learn from their mistakes or believe the drug to be responsible. It is highlighted at the end when the three of friends claims that it all happened because of the bartender.
     Faza Delta is a show that is worth seeing, because of the moral and the way it was realised. The performance gives lessons and puts questions, that are not easy to answer. Nevertheless, the answer are ought to be found.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Based On a True Story" by Roman Polanski

     Kombinacja nazwisk Polański, Green i Seigner jest dosyć wybuchowa. Nic więc dziwnego, że postarałam się obejrzeć „Prawdziwą historię” jak najszybciej po premierze filmu na festiwalu w Cannes. O Romanie Polańskim jest ostatnio głośno, chociażby z powodu wykluczenia reżysera z Akademii Filmowej. Jednak w tym przypadku rozważania jego twórczości, ważniejsza jest jego umiejętność skonstruowania intrygującego thrillera psychologicznego, bo „Prawdziwą historię” myślę, że można do takowych zaliczyć.      Reżyser takich filmów jak: „Pianista”, „Dziecko Rosemary”, „Autor widmo” czy kanoniczny „Nóż w wodzie” zaprezentował teraz historię na pozór przypominający powieść Stephena Kinga „Misery”. Oparta na powieści Delphine de Vaigan o takim samym tytule, fabuła dotyczy pisarki, Delphine (Emmanuelle Seigner). Autorka po napisaniu bestsellera zaczyna cierpieć na, tak zwaną, niemoc artystyczną. Jest nieustannie wyczerpana, zmęczona ciągłymi komen...

Who's your Vincent?

Chociaż do tej pory nie pisałam o muzyce i malarstwie, pewien utwór mocno mnie poruszył. Jest to „Vincent” w wykonaniu Jamesa Blake’a i autorstwie tekstu Dona McLeana. Na pierwszy rzut oka (lub ucha w tym przypadku) była to przyjemna i ładna piosenka. Dźwięki pianina i kojący głos sprawiły, że instynktownie zapisałam tę pozycję na swojej liście w aplikacji Spotify (kłaniam się nisko wynalazcom, dzięki którym codziennie zapisuję milion kolejnych utworów). Co jednak sprawiło, że zacisnęło mi się gardło i łzy zaczęły napływać do oczu?      Dopiero po kilku przesłuchaniach poważnie skupiłam się na tekście. Każdy ma czasem gorszy lub lepszy dzień. Wiadomo, że w przypadku tych pierwszych to właśnie słowa piosenki najgłębiej do nas trafiają. Tak najprawdopodobniej stało się w moim przypadku, kiedy wsłuchałam się uważnie w każdy dźwięk piosenki. Chociaż może wydawać się to oczywiste, dopiero po czasie powiązałam tytuł i znaczenie utworu do słynnego i niedocenianego...

"Twarz" - więcej niż komedia?

     Najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej promowany jest jako komedia. Podobne wrażenie sprawia zwiastun. Jednak już po pierwszych minutach seansu zaczyna być czymś więcej. Absurdalne sytuacje na przykład w kościele, szpitalu, przy wigilijnym stole czy na grobach, wywołują śmiech, ale jest to też śmiech przez łzy. Film jest raczej wyśmianiem polskiego społeczeństwa ograniczonego staroświeckimi stereotypami i często też ślepą wiarą.       „Twarz” ukazuje historię Jacka, który po wypadku na budowie przechodzi pierwszy udany przeszczep twarzy. Po operacji jednak zmienia się jego dotychczasowe życie, szczególnie sposób, w jaki patrzą na niego inni. Wielu ludzi, w tym najbliższa rodzina, przestaje uważać go za tego samego człowieka co wcześniej, przestaje go kochać. Wielu uważa, że się zmienił. Jednak bohater ujmuje swoim hartem duchem i zdaję się ciągle tą samą osobą, wrażliwą i pełną humoru. Jego przemiana zdaje się wyciągać na wierzch ...